piątek, 31 grudnia 2021

Niespokojny oddech

Moje serce,  tak, to moje serce… - wybijany jednostajny rytm…
 
Ulica lśni po niedawnym deszczu…
Pełgają w niej
żółtawe blaski latarń…
 
Przesiąkają od nadmiaru wilgoci
moje buty,
wytarty płaszcz…
 
… noc iskrzy się miliardami niedosiężnych świateł,
napełnia luminescencją nagie gałęzie drzew…
 
 
Czas zatacza olbrzymi krąg…
 
… gdzie ja jestem, gdzie?
 
Leżę twarzą do podłogi,
wdychając zapach dębowych klepek, nikłą woń woskowej pasty…
 
Otaczają mnie fotele, pufy, kanapa, stół, i inne czworonogi ,
które utraciły już dawno swoje piękno, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę…  
 
… wybijają jednostajny rytm,
patrząc z wyrzutem
martwych przedmiotów…
 
Zakurzone pożółkłe zdjęcia,
portrety…
… zacinająca się gramofonowa płyta…
 
Za oknem noc…
 
Odbita w lustrze czyjaś zniszczona twarz, czyja?
 
… kurz i pajęczyny, jesienny chłód, czyjś niespokojny oddech…

 
https://www.youtube.com/watch?v=7_iFXjMhyPA&t=114s

 

środa, 29 grudnia 2021

Umarła twarz

Powiedz mi, powiedz, zjawo, tajemnico…  Wchłania mnie półmrok pustego pokoju, głęboki fotel…
 
Ogromna twarz księżyca wypełnia szczelnie witraże okna…
 
… szepty, ciągłe szepty w mojej głowie, ktoś wciąż do mnie mówi poruszając sinymi wargami…
 
Na podłodze ― srebrna powłoka, akceleracja cząstek…
 
Ktoś, wciąż mówi, namawia, ostrzega…
 
Testy nuklearne…
Nowotwory,
malformacje…
 
Humphrey Bogart, John Wayne, Gary Cooper, Pedro Armendáriz, Agnes Moorehead, Dick Powell,
Susan Hayward…
 
… migracje zrakowaciałych komórek…
Szarozielone stepy, szare pustynie,
pożółkłe plakaty, czasopisma, gazety…
 
Lata 50., 60. XX wieku…
 
Rozbryźnięty mózg Kennedy’ego na oparciu samochodowej tapicerki…
 
… noc miażdży moje skronie,
pulsujący ból przenika ciało…
 
W radiowym głośniku głosy, wciąż głosy…
 
Kurz i pajęczyny,
falujące zasłony...
 
… szepty przeszywające czaszkę…
 
Głos umarłej niedawno mojej matki, a może umarłego ojca, który się czegoś dopomina, a zapomniał za życia…
 
Westchnienia,
płacze,
lamenty…
 
… zakurzone archiwum…
 
Fioletowe stemple: ściśle tajne, niejawne…
 
… układające się w pajęcze wzory zacieki na ścianach, suficie…
 
Na balkonie:
Martin
Luter King…
 
Napromieniowane Las Vegas…
 
… tajemnica
Przełęczy
Diatłowa
― historia bez końca…
 
W lustrze
stojącego trema
― widma umarłych…  
 
… w lustrze ― moja ― umarła twarz…
 
***
 
https://www.youtube.com/watch?v=qvf48kKEDKQ

niedziela, 26 grudnia 2021

Tajemnica czasu

Patrzę na ciebie, obserwuję…  Ogromna tarcza księżyca ociera się niemalże o mnie…

Kurz pokrył krawędzie zniszczonych książek…

… puszysta ćma uderza wciąż 
o krawędź żyrandola…

Siedzę na podłodze, oparty o ścianę, skąpany żółtawym światłem żarówek…

Nie ma 
mnie… 
… jestem… 

Ściskam w dłoni 
stare artykuły 
o końcu świata, 
czując za plecami chłodną powłokę tynku… 

Noc okrywa 
moje ciało 
- granatowym pledem…

Kto 
tu 
jest?

Czy ktoś tu jest?

Ciągły szum w moich uszach, piskliwa kakofonia śmierci… 

Jewgienijo.. 
… Jewgienijo… 

Kocham cię, 
słyszysz?
Czy mnie słyszysz?

Mnożą się za ścianą 
nie dające spokoju szepty…

… ktoś tam umarł i zmartwychwstał na nowo… 

Otwieram 
oczy, 
zamykam… 

… otwieram 
powoli 
 w szerokim zadziwieniu… 

Spoglądają na mnie z pożółkłych plakatów 
portrety aktorów, piosenkarzy… 
… uśmiechnięte twarze, zamyślone, smutne… 

… Clark Gable,
 Vivien Leigh, 
Gary Cooper… 
… Katharine Hepburn…

Upadam na twarz, całując podłogą…

Spencer Tracy, 
Gregory Peck… 
Humphrey Bogart, 
John Wayne,
… Marlon Brando…

Zawładnia coraz bardziej moim umysłem tajemnica czasu… 

Testy nuklearne, ogniste kule… 

Na schodach czyjeś kroki, lecz nic…-  cisza… -  zimny wiatr porusza okiennicami… 

Przed moimi oczami wirują drobinki kurzu…  Puszysta ćma uderza wciąż o rozgrzaną żarówkę…

James Stewart, 
Bette Davis, 
Ingrid Bergman… 

Za oknem czyjeś spóźnione kroki…

… James Cagney,  
Greta Garbo, 
Judy Garland, 
Elizabeth Taylor…

Boli mnie głowa 
od nagłych 
- uderzeń pulsu…

… Marilyn Monroe, 
Lauren Bacall, 
Paul Newman, Burt Lancaster…

Kto 
tu 
jest?

… Kirk Douglas, 
Karl Malden, 
James Dean, 
Henry Fonda…
… James Coburn… 

Testy atomowe rozświetlają niebo…  - czarne obłoki śmierci… 

Malformacje, 
nowotwory…
… spotworniałe widma…

Zmurszały, poplamiony papier szeleści w moich dłoniach…

… Richard Burton, 
Anne Bancroft, 
Charlie Chaplin, 
Mae West, Joan Crawford… 

Czyjeś płonące oczy, czyjeś oczy…

… Errol Flynn, Debbie Reynolds, Natalie Wood, Montgomery Clift, Ernest Borgnine…

Czy jest 
tu kto? 

Słyszę czyjeś 
niewyraźne słowa… 

… Cary Grant, William Holden, 
Jack Warden, Deborah Kerr, 
Rita Hayworth, Tony Curtis, 
Jack Lemmon, Yul Brynner, 
Steve McQueen, Anne Baxter…

… falują 
nade 
mna 
pajęczyny…

Buddy Holly, Elvis Presley, 
Chuck Berry, 
Doris Day, Frank Sinatra, 
Bill Haley, Johnny Cash, 
Louis Armstrong, Ella Fitzgerald,
Ray Charles, Nat "King" Cole, 
Miles Davis, Dean Martin, Billie Holiday…

Kocham cię,
słyszysz?

… Édith Piaf, 
Bing Crosby, 
James Brown…
… Sarah Vaughan… 

Wodzą za mną swoimi oczami, mimo że dawno umarli, rozsypali się w pył…

https://www.youtube.com/watch?v=UejD2i1r99s

wtorek, 21 grudnia 2021

Aris

 


Powiedz mi, powiedz, kim jesteś, albo ― czym?

Jesteś istotą
z materii,
nie-materii…

… tajemnym bytem z innego świata?

Metaforą, dziwnym określeniem…

… powiewem wiatru
w zimną
jesienną noc…

… kłującymi
kroplami
― zmrożonego deszczu ?

Znam jedynie ― twoje imię… ― Skąd?

Nie wiem…

… ze snu, który przemknął ukradkiem, który płynął powoli jak drobinki kurzu
w padającej od okna słonecznej smudze…

… jak przyśpieszony oddech, przyśpieszone bicie serca,
kiedy wspinam się po kamiennych donikąd schodach…

W zimnym blasku księżyca szarzeją kwiaty, szara moja twarz odbita w lustrze…

Świecą w półmroku
przedmioty,
milczące popiersia…

… pozostawione w nieładzie dłuta…

Z rozrzuconych na podłodze
wyblakłych fotografii
spoglądają umarli, zapomniani…

Kim jesteś,
albo
― czym?

Planety
wirują,
gwiazdy…

… życie to, czy śmierć?

Coś skrzypnęło w kącie pokoju, rozsychająca się klepka,
drewniana komoda
z zamkniętą szufladą na twoje imię…

Piszę palcem frazy
po blacie stołu,
w blasku nocy, w ciszy…

Za oknem
ogród,
umarłe drzewa…

… kroki jakiegoś spóźnionego przechodnia…

Zsuwam się z krzesła, przykładając ucho do wygładzonej latami epok podłogi …

Niknące dziecięce śmiechy,
szepty, pogłosy rozmów,
metaliczny zgrzyt tramwajów…

… warkoty przejeżdżających motocykli...

Stukoty, chrzęsty,
pokrzykiwania…

… zamyka się
i otwiera
otchłań czasu…

… męczy mnie i sponiewiera nawrotami smutku,

natrętna
dusza…

… ciągnąca
w czeluść…

… w mrok zapomnienia…

(Włodzimierz Zastawniak, 2021-12-21)


***

https://www.youtube.com/watch?v=bPNsNvXQAeQ

sobota, 18 grudnia 2021

Próba niepowrotu

Doskwiera mi chłód… Nade mną ogromny baldachim głębokiej nocy, doskonała bezgwiezdna
czerń…
 
Chyba sobie pójdę,
wybiorę się
w podróż
bez powrotu…
 
… w otchłań migających świateł przejeżdżających aut…
 

 
Raz już próbowałem,
lecz zawróciłem
w ostatniej chwili
z niekończącej się drogi…
 
Wracając,
wszedłem
do księgarni… 
 
… spoglądały z okładek zasmucone twarze…
 
Znudzony kasjer utożsamiał się za ladą z niebieskawą poświatą smartfonu…
 
… ktoś o coś zapytał…
ktoś zaszeleścił
stronicami książki…
 
Ktoś przystanął
na chwilę
za oknem witryny…
 
W wieczornej ciszy
― tykanie ściennego zegara…
 
To wtedy
ta noc ―
stała się
― moją miłością
 
… w bezkresie
upajającej
melancholii…
 
Obszedłem nieśpiesznie
starą kupiecką halę,
pamiętającą jeszcze młodość
― mojej umarłej niedawno matki…
 
Ktoś, pijany,
śpiewał przy
ceglanym murze…
 
… sprzedawał z barłogu niepotrzebne nikomu resztki…
 
Lumpeks z natłokiem asortymentu używanych płaszczy i toreb,
chemiczna pralnia, ekskluzywny salon z ukrytą za ekranem monitora samotną ekspedientką…
 

 
Kołuje pod
kolumnadą
― lodowaty wiatr…
 
(Wlodzimierz Zastawniak, 2021-11-29)

***

https://www.youtube.com/watch?v=hZvrF4yn0iY


Clutching At Straws

 (Z cyklu: Albumy muzyczne)


***

Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.

***

Pójdę sobie. Na zewnątrz kłębi się w swoim mroku noc… Przede mną długa podróż…

W pustym, ciemnym pokoju szepczę do samego siebie.

Księżyc zagląda przez okno,
kładąc się na podłodze zimnym blaskiem…

… obserwuję ten przekrzywiony prostokąt…

Zanurzam w nim
dłonie
i twarz…

… wyczuwam wibracje zderzających się atomów…

Tykanie ściennego zegara… Zgrzyt przesuwających się trybów
i przekładni
starego mechanizmu…

…G O N G…

Boję się unicestwienia,
niespodziewanego
kolapsu cząstek
substancji czasu…

Pójdę sobie,
dokąd?
― przed siebie…

Zakładam
płaszcz,
aby wyjść
naprzeciw gwiazdom.

… zamykam za sobą drzwi…

Omiata mnie chłód
schodowej klatki,
zamkniętych na wieczność mieszkań umarłych dawno sąsiadów.

W półmroku opuszczonych pracowni milczące popiersia, porzucone w nieładzie
dłuta…

… narzędzia
zbrodni
― na kamieniu…

(To już kiedyś było, wiem…)

… na zewnątrz zamiata liście wiatr…

Stawiam
kołnierz
dziurawego płaszcza.

Na pustej, przymglonej ulicy
latarnie kołyszą swoimi zwieszonymi głowami…



Moje stałe miejsce jest puste.
Czeka jak zwykle na mnie.
Przyglądam się pozostawionym na blacie wilgotnym kręgom…

… alkohol rozlewa się
tak ciepło
w żołądku…

Kolejny drink.
― już nie wiem, który…

Barman poleruje szklanki, spoglądając na nie pod światło obojętnym wzrokiem.
… odbija się przede mną w lustrze szaleństwo, moja wykrzywiona, zniszczona twarz…

*

Nie ma żadnego wytłumaczenia.

Jestem bezbronny,
jak foka
― wyrzucona na brzeg.

Pochłaniam
chciwie
kęsy powietrza.

Dudni mi w pulsującej głowie nieskładny, pijacki gwar.

Ściskam w dłoni długopis
czy plastikową słomkę…
Na poplamionej kartce
― urywki jakiegoś tekstu…

Nie mogę,
nie potrafię…

W obłokach papierosowego dymu
kołują nieustannie barowe ćmy.
… spalają się w obskurnym świetle kinkietów…

W miejsce poprzednich przybywają nowe…
… męczy mnie odgłos spadających z wysoka miękkich, puszystych ciałek…

Czuję, że i mnie
zaczynają
― wyrastać skrzydła.

*

Gram w szachy na pogiętych szczątkach cywilizacji.
Moim przeciwnikiem: szaleństwo.

Właśnie
― dostałem mata…



Coraz większe porywy lodowatego wiatru
uderzają
w moją twarz.

Nic nie czuję.
Nic.

Już dawno stała się biała,
jak zmrożona przestrzeń
śnieżnego piekła
z łagrami nienawiści…



Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać…

Przytłacza mnie
ciężar
spadających bomb…

Zawadzam wciąż nogami o jakieś żelastwo, zardzewiałe, porzucone karabiny i hełmy…

O spalone szczątki z ponurym spojrzeniem,
które odradzają się na nowo.

Które podnoszą się i pędzą,
aby zadać śmiertelne pchnięcie bagnetem
w powtarzającym się w nieskończoność natarciu…

… popełniam błąd, myśląc, że to jest wzdęty trupim rozkładem post-apokaliptyczny
krajobraz…

Walka!

Wciąż
― walka…



Coś strasznego zeszło do podziemi
i czai się w mrokach.

Wystrzeliwuje z każdej bramy swój okrutny jad plująca kobra.
Otwierają się czarne gardziele z cuchnącym szlamem.

… strumienie szamba zalewają wszystko, zatapiają…

Gdzieś tutaj ―
musi być
zejście
― do piekła…



Obrzygane farbami mury
chylą się ku upadkowi,
które podpierają bez wiary
― obrośnięte mchem, brodate fauny.

Słychać trzask łamiącego się, przegniłego drewna, odgłosy miażdżenia…



Jąkają się i krztuszą gołębie w kałużach.
Załamują skrzydła w nieszczęściu.
… na kolczastych drutach zwisają resztki poszarpanych jelit z siwą sierścią kozła…

Nie przeskoczył!



Mijam szare, bezimienne szeregi skazańców
o czarnych,
pustych oczodołach.

Wczepione w stalową siatkę po napięciem
pokrzywione,
spalone palce..

… swoisty performance nieudanej próby ucieczki…

*

Otwieram załzawione, szczypiące oczy.

Wysypują się na moją twarz czarno-białe piksele z ekranu szumiącego telewizora…

Noc?

Dzień?

Brzęk tłuczonego szkła.

Bełkotliwy
rozgwar.
… kłębiące się pod sufitem chmury…

Brakuje słońca,
ale za to
świeci się lampa w poplamionym, żółtym abażurze.



Coś sobie zaplanowałem,
lecz zapomniałem, co.

Miałem chyba dokądś pójść,
aby spotkać się
z własnym cieniem.

Jestem nikim.

Jeśli ktoś chce pogadać, to numer mojego telefonu jest na nogawce spodni…

Moja
wina,
wiem…
… wiem…


Wszystko jest moją cholerną winą…

Nie musicie mi już o tym ciągle przypominać…

Schylam się, aby podnieść zdeptany, ubłocony zwitek papieru.

… coś pisałem…

Upadłem.

Nie mogę się podnieść..
…kto mi pomoże wstać?

Nikt…

Tuż przed moją rozkrwawioną twarzą porusza nerwowo wąsami słodka, biała mysz…

(Włodzimierz Zastawniak, 2020-01-17)

***

Clutching At Straws – jest to czwarty album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Marillion. Album został wydany w 1987 roku.

***

https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU

https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU

https://www.youtube.com/watch?v=sOgpkvZJIa8

https://www.youtube.com/watch?v=ecUWafiuj3c

Cardington

 (Z cyklu: Albumy muzyczne)


***

Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.

***

Pędzą przed siebie z zimnym wiatrem rozwiewającym włosy, widząc światło,
które pochłania dusze…

Roztrzaskują się z krzykiem w błękitnym oceanie –
przerażeni świadkowie wniebowzięcia…
I wciąż przeciąga się w przestrzeni
szaleńczy skowyt zmaltretowanych ptaków,
których pióra opadają puchowym deszczem…

… ktoś chciał komuś
coś powiedzieć,
lecz ― nie zdążył…

W blasku jaskrawego słońca,
w majestacie przemijających obrazów, tylko szum i łopot rozrywanej koszuli…

Na brodzie ―
strugi krwi
z przygryzionej wargi…

Cierpienie i ból
mieszają się
z rozkoszą śmierci…

… ktoś chciał komuś coś powiedzieć.
lecz…



Lecieć,
lecieć…

… jedyna miłość…



Podniebny rejs szaleńca…

Krzyki mew…

Płacze anielskich istot... Cienie obłoków na mojej twarzy…

Przemijające kontury życia… Zamglone prześwity… Nagłe uderzenie blasku w źrenicę oka…

… pełgający,
lśniący
potok,
na obrysie
― wystawionej dłoni…

*

Prześlizguje się po szybie strumień światła…

Nabieram
rozpędu…

Wiatr i niebo…

Cisza i świst powietrza…

Dotyka
Mnie…

… obmacuje ciało…

Przybliżam się,
wciąż się przybliżam…

(Ile jeszcze potrwa ta rozkosz?)



Dostrzegam wiele nieruchomych, pooranych bruzdami blasku twarzy…
Żywych?
Umarłych?

Obtłuczone,
kamienne maski…



Po korytarzach mojego mózgu
rozchodzą się jakieś pogłosy
i echa … Kto mnie wciąż pyta o drogę?

K t o?

… zmieniłem trasę…

Dotyka mnie
płomień…
… szkło kaleczy ciało…

*

Martwe od dziesięcioleci cielsko pokrywa szary pył przeszłego czasu…

W rozsłonecznionej scenerii gorącego lata,
w zielonym piekle rozgałęzionych łodyg…

… pogięte szczątki
z zatartymi
symbolami
przynależności…

Wryte w omszoną glebę, splątane ze sobą żelazne wstęgi…

I wszystko takie wątpliwe,
nieruchome, zatopione w milczeniu…

Szum listowia…

Pełgające blaski prześwitów…

Cienie
i zmierzchy…

Trzymam w dłoni kawałek rozbitego szkła…
Mieni się w słońcu, migocze…
Jaskrawy poblask przesłania obłok…

Nastaje mrok. Nastaje chłodny powiew samotności…

Spoglądam w górę…

… unoszę się ponad rozłożyste konary prastarego drzewa… ― unoszę się… ― lecę…

(Włodzimierz Zastawniak, 2020-04-19)

***

Cardington – jest to drugi album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy progresywnej Lifesigns,. Album został wydany w 2017 roku.

"Cardington, to miejscowość, gdzie mieściły się hangary, w których konstruowano statki powietrzne. W latach 30. ubiegłego wieku trwała inżynierska rywalizacja, pomiędzy angielskimi i niemieckimi konstruktorami. Jej przełomowym momentem był tragiczny lot sterowca R101, który rozbił się w trakcie swojego dziewiczego rejsu do Francji w wyniku, czego śmierć poniosło 48 spośród jego 54 pasażerów. Na polach nieopodal Cardington do dzisiaj stoją hangary, które są pomnikiem i hołdem pamięci ofiar tamtej katastrofy…”. (Z recenzji Artura Chachlowskiego, ze strony: https://mlwz.pl/recenzje/plyty/19156-lifesigns-cardington)


***

https://lifesigns1.bandcamp.com/track/n

https://lifesigns1.bandcamp.com/track/touch

https://lifesigns1.bandcamp.com/track/cardington

Pamięć

Planeta mroku… Błękitne słońce jarzy się niewiele ponad pełnię księżyca…  Planeta ciszy…
 
Drgające,
zimne
gwiazdy…
 
… pędzące okruchy kosmosu…
 
Wpatruję się w twoje odbicie na gładkiej ścianie kamienia…
 
… na twoją twarz
z opuszczonym
ku ziemi
― spojrzeniem…
 
… jej rysy zaciera wiatr…
 
… roztapiasz się ―
w bryłę soli…
 
Znikasz…
 
… rozpuszczasz
w bijącej ―
o dalekie skały
― goryczy morza…
 
Wyciosany przez nie wiadomo kogo
prastary, wielki obelisk
przeslania tarczę słońca, z której  wytryskują meandrujące promienie straszliwej radiacji…
 
… omiatają wiązkami śmierci wyjałowioną już ziemię…
 
A jeżeli  coś żyje,
to tylko dlatego,
że trwać może bez ciała…
 
Ciało stoczyło się dawno
― w przepaść  przeszłego czasu…
 
… żyjesz odtąd we mnie, w pamięci mojej zabalsamowana…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-21)

***

https://www.youtube.com/watch?v=l0b-IORFU8k


Byłem dzisiaj o zmierzchu, mamo

Słońce już zaszło…  Nastał chłód przejmującej ciszy…
 
Nieruchome, nagie drzewa…
 
Pod stopami ―
szelest
― uschniętych liści…
 
… przywitałaś mnie smutkiem, mamo…
 
Pustka, całkowite
opuszczenie…
 
Ściskający serce mrok
― listopadowej samotności…
 
Zapalałem na twoim grobie lampkę pośród tłumu umarłych o zapadniętych oczach…
 
… nieprawda,
oni ―
nie umarli,
im tylko
― zaparło dech…
 
(ukazała mi się na chwilę bezkresna,
śnieżna biel
bez jakichkolwiek  śladów… )
 
Kiedy odchodziłem,
płomień drgnął,
jakby tchnięty niewyczuwalnym powiewem…
 
Wiem, że dałaś mi znak, ponieważ inne były niewzruszone…
 
Drżał ―
tylko
― twój…
 
… jedynie ― twój…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-17

***

https://www.youtube.com/watch?v=DPGVtkjwjZ4

 


Byliśmy

Przychodzimy za późno, przechodząc obok tego drzewa z wyrytym imieniem na korze…
 
Obok drzewa pamięci w szumiącym lesie, w pochyleniu, w rozpaczy ciszy…
 
Nad nami ocean nieba,
płynące wolno obłoki…
… słońce uwięzione w gałęziach…
 
Byliśmy tu i tam, i gdzie indziej, przechodząc z przeszłości w przyszłość,
przekraczając  teraźniejszość bladą smugą światła…
… i przechodząc raz jeszcze, schodząc w kręgi zapomnienia, rozmyci, pełni cienia…
 
Byliśmy – i to chyba wystarczy za wszystko, byliśmy tak, jak tylko można być w szaleństwie miłości…
 
Jakaś muzyka daleka
przechodzi teraz
przez szkło tęczowe…
… i drżenia kropel po niedawnym deszczu…
 
Wszystko pachnie
apteczną wonią
zwilgotniałych ziół…
… nienasycone nami łąki…
 
Pamiętasz?
 
To okrucieństwo czasu oddala nas od siebie…
Jakby to była ciemna, rwąca woda, co wszystko pochłania…
 
Milczysz…
 
Razem milczymy…
 
Obcy
już
sobie,
 
dalecy…
 
… a wokół las szumi złowrogi…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-15)

***

https://www.youtube.com/watch?v=d7DSLDW4aGQ


Jesteś tam, prawda?

Przychodzę tutaj, mimo zimnego wiatru, mimo deszczu, który rozpryskuje się
na mojej twarzy…
 
Na mojej twarzy ―
namalowana
nieudolnie
― maska klauna…
 
… na mojej twarzy ― łza…
 
Jesteś tutaj… 
… otaczasz mnie…
 
W kołysce dłoni
― zapalona świeca…
 
W mroku ― jedynie słaby blask, ściskana oburącz iskierka smutku…
 
Tęskno
mi,
mamo…
 
… przefruwają zwiędnięte liście…
Chłód wieje z przestrzeni
z nadciągającym szeptem…
 
Ładnie wykuli
twoje imię
na kamiennej płycie… 
 
Jeszcze mosiężna głowa Jezusa na krzyżu, i będzie dobrze…
 
Tęskno
mi,
mamo…
 
… pozostały już tylko sny…
 
W snach jest mi ciepło, albowiem słońce ogrzewa z uśmiechem moją twarz…
 
Spogląda z błękitnego oceanu nieba…
 
Jesteś
tam?
 
Jesteś
tam,
prawda?
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-13)

***

https://www.youtube.com/watch?v=sXpU-eIDdM8


Pustka

Szepczemy, gdzieś w głębinach chmur… Wzywamy siebie na głos z odległych odmętów czasu…
 
… byłaś tu.. 
 
Jesteś…
 
Nie
ma
― ciebie…
 
A wtedy…
 
Opuszczone miejsca,
zarośnięte podwórza…
 
… skrzypienie poruszanej wiatrem huśtawki…
 
Łodygi i liście,
zwiędnięte
źdźbła traw…
 
W pustym
pokoju
― smuga światła…
 
… w lustrze niewyraźne odbicie
czyjejś  twarzy…
 
Czyjej?
 
Kurz
i pył…
… żałość i smutek… ból…
 
Szumiąca w uszach cisza…
Piskliwy szmer promieniowania kosmosu…
 
Obrazy
i szepty…
 
Popękana
emulsja
― wyblakłych ust…
 
Okryty pajęczyną uśmiech…
 
Tajemnica istnienia, tajemnica czasu…
 
… za tobą ― nieostre tło… ― zamglona nicość…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-08)

***

https://www.youtube.com/watch?v=wR4pOKc3E_M


Lądowanie

Przebywamy gdzieś w odmętach czasu, zatajeni przed światem…
 
… spleceni mózgowymi neuronami…
 
Jesteśmy tu i gdzie indziej,
 
bądź w dwóch
miejscach
jednocześnie,
 
niczym subatomowe cząstki, które wiedzą o sobie,
mimo potęgi wszechświata…
 
… albo nie ma nas wcale…
 
Odczytujemy informacje
na cząstkach eteru,
szybując w nieskończoności mroku…
 
… w niekończącym się
deszczu…
 
Drgające gwiazdy,
warkocze komet…
Molekularne obłoki…
 
… spadające, zwiędnięte liście…
 
Zstępuje w powolnym prologu pędu…
… osiada całym swoim jestestwem milczące królestwo tajemnicy…
 
… dotykamy
nieznanego…
 
Ciepły wiatr
kołysze
drzewami…
… źdźbłami traw…
 
Srebrzą się obłoki w krysztale jeziora
i księżyc chowa się w nadbrzeżnej trzcinie…
 
Połyskują refleksy  odbite od ― nie wiadomo czego…
 
… wytworu jakichś kosmicznych Amundsenów zakamuflowanych w sennej wyobraźni fazy REM…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-10-31)

***

https://www.youtube.com/watch?v=qW8abu-9t5s


Odrzuceni

Płaczesz, moja melancholio…
 
… twoje łzy zraszają
płaszczyzny szyb… 
blaszane parapety…
… pożółkłe, zwiędnięte… ― martwe liście …
 
Niekochana duszo
w czeluściach zimnej nocy…
 
Twoje
oczy
― lśnią…
 
… twoje usta…
 
Co
u
mnie?
 
Chyba dobrze, poza przytłaczającą pustką, mżącymi szarością pikselami… ― wzgardzoną miłością…
 
Wszystko
dobrze,
pięknie…
 
… wiesz, wyciągam do ciebie ręce,
lecz przeszywam wciąż próżnię…
… gwiezdny pył okrywa moją twarz…
 
Śnię o nieskończonych
przestrzeniach
― syberyjskiej głuszy…
 
O śnieżnym piekle udręki…
 
… gwiezdny pyl na moich dłoniach, twojej twarzy…
 
Tańczymy zagubieni
w odmętach czasu…
 
… niekochani, odrzuceni… 
 
Co
u
mnie?
 
… wiesz…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-10-29)

***

https://www.youtube.com/watch?v=NC0JiKGwh8I

 


Rozwiane przez wiatr

Powiedz mi, dlaczego wieczna noc otula chłodem skostniałe ciała…
Dlaczego wciąż…
 
Milczysz…
 
… opuszczasz wzrok rozpływając się
w dziwnej substancji czasu…
 
Jeszcze przed chwilą trzymałem w ramionach blask księżyca…
 
… jeszcze -
przed
chwilą…
 
… odbity od stojącego lustra…
 
Firanka wybrzusza się,
niczym biały żagiel
oceanicznego statku
― nagłym szlochem sinego mroku…
 
Otchłań
nocy
― spowija ciszę…
 
… szelest cienistych liści
na ścianie,
westchnienia…
 
… przytłumione głosy, gdzieś spoza zamglonych kurtyn przeszłych epok…  
 
Dobiegają..
… dobiegają…
 
Jewgienijo…
 
U ciebie ―
już
świta…
 
… dnieje…
 
Idziesz pustymi ulicami
szarego poranka
w podmuchach wilgotnej jesieni…
 
… wzdychasz…

(Włodzimierz Zastawniak, 2021-10-28)


***

https://www.youtube.com/watch?v=nbaiVKhd7EE

Widzenia

W odmętach zasłon, w milczącej otchłani półmroku ćmy puszyścieją w przelocie. Uderzają skrzydłami. Drżą…  W poszumie wiatru. W pogwizdywania...