sobota, 31 lipca 2021
Wybacz mi
… księżycowy, srebrny blask…
Oddychaliśmy sobą, przekazując swoje oddechy z ust do ust… ―
zaskakiwani zawsze bladą projekcją świtu…
… okryci nagością,
jakże wrażliwą… ―
czułą…
Jedyną w swoim
rodzaju
― szatą kochanków…
Wiesz…
… stanęło kiedyś (prawie) ― moje słabe serce, tak, jak serce ― mojej śpiącej już na wieki mamy…
Czułem narastający sen i straszliwą niemoc…
Wystarczyło, żebym zażył ―
jeszcze jedną tabletkę,
abym mógł dostąpić krainy wiecznego lata…
Wybacz mi, że ciebie wciąż kocham…
… wybacz mi ― za moją ― do ciebie ― miłość…
***
https://www.youtube.com/watch?v=7SABcsrkEzE
wtorek, 27 lipca 2021
… kochana
Ty ― w półcieniu mgławic, ja ― zroszony pyłem dalekich gwiazd…
… przywieramy dłonie do oszronionych szyb
kosmicznych kapsuł…
Przenika wszystko
echo oddechów
― zamarzających powoli drżących ciał…
Omiatają nas ramiona wirujących galaktyk, warkocze komet…
… choć jeszcze ―
splatają się
w jedno
― nasze sny…
Choć jeszcze…
Gdzie ty jesteś?
… na granicy widzenia…
A ja?
Odkąd przekroczyliśmy bramy
nieskończoności,
jak dwa maleńkie, dryfujące ziarenka piasku…
… zbyt wielka przepaść, zbyt wielkie roztacza się milczenie zastygłych słów…
Żegnaj…
… kochana…
***
https://www.youtube.com/watch?v=KWq6hb5vHbk
niedziela, 25 lipca 2021
Lunarium
odciskając piętno niezgłębionej nostalgii…
… utożsamiam się ―
z tym ―
wizerunkiem…
… przystosowuję…
W deszczu mżących szarością pikseli ― ostrzą się krawędzie milczących przedmiotów…
Wszystko ―
głęboko
― oddycha…
… zanurzone w dziwnej projekcji czasu…
Otwieram
żarna
powiek
… zamykam…
Uwalniają się skądś
― jakieś dalekie, niezrozumiałe głosy…
… wtopione w chropowate zakłócenia
radiowych głośników…
Próbuję nawiązać kontakt,
wysyłając w eter zakodowaną wiadomość…
Z przytkniętym do drgającej membrany uchem…
… obracam chłodną, aluminiową gałkę, wsłuchany w monolog wszechświata…
***
https://www.youtube.com/watch?v=csDfa4JUYco
sobota, 24 lipca 2021
Melancholia
Nasłuchuję…
Przerasta mnie milczenie rzeczy… ― dalekie nawoływania z pokładów czasu…
Przed oczami
― drobinki kurzu…
… mżące szarością piksele…
To się
zbliża…
… oddala…
… ― przeinacza w wysublimowaną formę niebytu…
Otaczają mnie zagadkowe symbole i gesty…
… spoufalają się ze mną,
mrugają
porozumiewawczo…
W stojącym
lustrze
― odbite światło…
… rozedrgane gwiazdy
lodowatego kosmosu…
Podmuchy wiatru wzruszają wciąż ― jakieś dzwonki… dzwoneczki…
Gdzieś obok…
Blisko…
… bardzo daleko...
Pod oknami
kroki ―
przechodzącej wolno
― samotnej melancholii…
Zgięta w pół…
… w sięgającej ziemi ― białej, powiewającej szacie…
Wzywa
ją
― noc…
Głaszcze…
… ― przytula…
piątek, 23 lipca 2021
W samotności mroku
zmęczonym płucom chłód…
Jesień to?
Nostalgiczny zmierzch…
Wrony śpiewają do snu chrapliwą kołysankę… ― śpij, kochana… ― śpij…
Kra…
kra…
… kraaa…
Pulsująca cisza…
… podmuchy wiatru rozwiewają pył…
Padam na kolana…
… nie mam siły
dalej iść…
Wybacz,
nicości moja…
… moja melancholio…
Przede mną ― wielka, otwarta na oścież ― z kutego żelaza brama…
… czuję cię blisko siebie,
na wyciągniecie ręki…
Milczysz wciąż…
Rozpływasz się…
… nie pozwalasz dotknąć…
Nie ma
ciebie…
… jesteś…
Wrastasz korzeniami
w nadciągającą noc…
… w atramentowo-siny dywan z chmur…
Skrzypią ― poruszane przez nikogo ― zawiasy…
… w ogromnym przeciągu, w kroplistym deszczu… ― samotności mroku…
czwartek, 22 lipca 2021
Meduza
Jarzy się mżącymi pikselami samotności drżąca, skondensowana noc…
… wchłania mnie milczenie rzeczy… dookolna otchłań niebytu…
Otwieram
drzwi…
… zamykam…
Na schodowej klatce ― półmrok… ― żółtawe plamy
ulicznych latarni…
… drewniana, lśniąca poręcz… ―
odłupana drzazga…
Wiem, że nadchodzisz…
Czuję…
Kiedy mówisz do mnie,
nie mówiąc wcale,
twoje blade usta
― zamieniają się w kroplisty pył…
… nasączają słoną wilgocią
podłogę, ściany…
Widzę ciebie… ― jesteś cała w półcieniach, refleksach światła… ―
mroku…
Falują długie włosy,
jakby parzydełka…
… pofałdowana suknia…
… wypływasz powoli z odmętów czasu… ― zabijasz ― straszliwą melancholią…
***
https://www.youtube.com/watch?v=PX1eOWqLPLU
środa, 21 lipca 2021
Przybycie II
Długie, powiewające wolno włosy ― przesłaniają ci twarz…
Oddalasz się… ― przybliżasz na wyciągniecie ręki… Nie ma ciebie… ―
jesteś…
Spójrz, jak promienieją gwiazdy… Mrugają lodowatymi oczami niezgłębionej otchłani…
Na stole ―
proza
poetycka
― Wieniedikta Jerofiejewa…
Pościerane
brzegi…
Zaplamiona,
naddarta okładka…
… lecący
anioł ―
trzyma
w rękach
― naftową lampę…
… rozświetlając czarny firmament nocy… ― pędzący do nikogo pociąg…
Siedzę w fotelu, oparłszy głowę na oparciu
i patrzę prosto ― w mdłe, żółtawe światło wiszącej lampy…
… puszysta ćma ― bije skrzydłami z cichym szelestem w rozpalone szkło zakurzonej żarówki…
Spoglądam
za siebie ―
w milczenie
― przedmiotów…
Otaczasz
mnie
drżeniem
― i chłodem oddechu…
… taką straszną, szumiącą w uszach ciszą…
***
https://www.youtube.com/watch?v=v1-znfKxKiE
niedziela, 18 lipca 2021
Przybycie
Szalejąca wokół cisza anihiluje każdy,
nawet najmniejszy odruch życia…
Za oknem wiatr ―
oddech
przestrzeni…
… migotliwa, gwiaździsta noc…
Przytulam się do drzewa, wyczuwając porami skóry chropowatość kory…
Słyszę szum płynącej w żyłach
krwi…
Jest tu kto?
Czy ktoś tu jest?
Przywierają do moich ust
― twoje spierzchnięte gorączką usta…
Przychodzisz każdej nocy ― martwa… Nieulękła śmierci, całkowicie wolna…
Kochasz mnie, prawda?
Powiedz,
że mnie kochasz…
Powiedz to,
Jewgienijo…
Gałęzie kreślą kręgi,
tak bardzo wolno…
… tak bardzo powoli…
…
Uchylam drzwi ― stoisz na schodowej klatce…
… zaciskam
powieki…
Otwieram
― nie ma ciebie…
Niedowidzę, ponieważ przeskoki czasu
załamują obraz…
Dotykam ścian mrocznych pokoi, szukając ciebie wśród drżących pajęczyn i drobin kurzu…
Skrzypienie podłogi ―
zwiastuje
― przybycie tęskniącej duszy…
… odwracam się… ― rozwieram z uśmiechem ramiona…
wtorek, 13 lipca 2021
Pozostałości
ciało…
Zachwaszczone drogi, aleje… — wijące się donikąd ścieżki…
Jesteś… — nie ma cię…
Przepadłaś na skraju ciszy i zapomnienia…
Gorący wiatr
wykruszył twoje blade usta…
Wypalił oczy…
Wokół — drewniane domy
bez okien i drzwi…
… kryte słomą strzechy…
Zardzewiałe koła, obręcze…
Stosy cegieł, kamieni… — opiłków żelaza…
… wypalony piec…
Podkowy,
pręty…
… ostrza kos…
Rozsypane w pył —
artefakty
— przeszłego czasu …
Snują się bez celu zagubione widma obojętnych za życia ludzi, lecz — widziane tylko —
Krople potu
na czole…
… upalny dzień lipca…
W powietrzu — kołujące chmary owadów…
… stroją swoje skrzypce ukryte po kątach świerszcze…
***
https://www.youtube.com/watch?v=Fnl28YLElaI
poniedziałek, 12 lipca 2021
Próba kontaktu II
Szmer,
szum…
… samotność…
Perlą się na szybach krople deszczu…
Uderzają o blaszane parapety,
niczym ziarenka suchego grochu…
Chwieją się
gałęzie…
… drzewa…
Przykładam ucho do chłodnego tynku, wyławiając odległe westchnienia i szepty…
Wysublimowane konstrukcje zdań — wygłaszane nie wiadomo,
przez kogo
— i — do kogo…
… wyczuwam pod drżącymi palcami — spajające wszystko ziarenka piasku…
Próba kontaktu kończy się fiaskiem,
albowiem dzieli nas
— zbyt wielka otchłań czasu…
W lustrze stojącego trema
przesuwa się powoli
— blade widmo mojego odbicia…
Śledzące —
każdy
— mój krok…
Zbudowane wyłącznie z cząstek antymaterii…
… stworzenie na wpół żywe, na wpół — martwe…
***
https://www.youtube.com/watch?v=NS8yX6RtN_I
niedziela, 11 lipca 2021
Próba kontaktu
Wchłaniają mnie słoje
przeszłego czasu…
… z frontu szafy, blatu stołu… — podłogi…
Zatrzymane w kadrze umysłu martwe obrazy, znajome twarze… Uśmiechy, gesty symbole…
Cisza, kurz...
Samotność…
Książki na półkach…
Pionowo,
poziomo
… na ukos…
Zdewastowany układ…
Zakurzona sterta pokreślonych kartek…
… urwanych
fraz…
… myśli…
Niedokończonych, pogniecionych… — zgniecionych w kulki…
Przywołują mnie,
gdzieś z otchłani
epok
— głosy bliskich…
Zapewniają
o miłości,
tęsknocie i bólu…
… albo stają się znowu —
w mrokach nieistnienia
— szumiącą piskliwie ciszą…
***
https://www.youtube.com/watch?v=JVw2CKX82h0
piątek, 9 lipca 2021
Głosy z otchłani
Na stole sterta starych czasopism…
Przeglądam je,
kartkuję…
… lata 50. XX wieku…
Bomby wodorowe — oślepiają… — unicestwiają życie…
Najnowsze trendy w kobiecej modzie… — skąpe okrycia — bikini…
Wojna koreańska…
… szeleści gładki, lśniący papier…
Stalin patrzy obojętnie —
ze szklanej trumny
— na Placu Czerwonym…
Poznański
Czerwiec…
Powstanie
na Węgrzech…
… utworzenie Układu Warszawskiego…
Ćma uderza
skrzydłami
— o niewidzialną szybę…
… pot kapie
z czoła…
Ścieka
z pleców…
… ramion…
… — kurz wdziera się do nozdrzy …
Maccartyzm w USA…
… kryzys sueski…
Wspólnota
Węgla i Stali…
Kto tu jest?
Czy ktoś tu jest?
Słyszę jakieś stłumione szepty w powłokach ścian…
… trzaśnięcie drzwi… oddalające się kroki…
Castro —
obala
— Batistę…
Elvis Presley śpiewa „Love Me Tender…”
… Na orbicie okołoziemskiej —
dryfujący Sputnik…
Wyolbrzymione głosy
mojego strachu
— wypełzają z każdej szczeliny…
… na Uralu — śmierć studentów z grupy Diatłowa…
***
https://www.youtube.com/watch?v=kC5eq3GOSh8
środa, 7 lipca 2021
Rozpad
Zapalam światło…
Pusto…
Pozamykane na głucho drzwi — do opuszczonych mieszkań — umarłych dawno sąsiadów…
Wynoszę krzesło… Siadam, czując za sobą gładkość lamperii…
Nasłuchuję…
Za oknami
cisza…
… szepcząca noc…
Wokół mojej głowy kołuje puszysta ćma… — uderza skrzydłami o płonącą żarówkę…
Cofa się…
Naciera
— znowu…
… w straszliwej pustce —
lśnią drobinki kurzu,
mżące szarością
— piksele samotności…
Osiadają na parapetach…
… zaciśniętych powiekach wilgotnych oczu…
…
Gasną automatycznie sufitowe lampy…
Nie chce mi się ich włączać…
… półmrok wstrząsa ciałem — jak w febrze…
… na ścianie —
w żółtawej
plamie
ulicznej latarni
— kołyszą się gałęzie drzewa…
Lodowaty dreszcz podchodzi do gardła… — tracę przez to spójność umysłu…
Rozpadam
się
— na miliony…
… nie poskłada nikt…
***
https://www.youtube.com/watch?v=Tbdv6b4fbgI
wtorek, 6 lipca 2021
Milczenie
…wiatr rozwiewa długie, jasne włosy…
Wołam
ciebie…
… krzyczę…
Słyszysz?
Potworna cisza rozsadza moją czaszkę… — straszliwe milczenie…
Próbuję dojść, kulejąc na prawą nogę… —
dosięgnąć dłonią…
Słoneczne błyski ranią źrenice
pod ogromnym kloszem kobaltowego nieba…
Upadam,
wstaję…
… znowu biegnę…
Kołysze się horyzont… — kołyszą się jakieś niewyraźne widma w przestrzeni
na wpół umarłej…
… na wpół żywej…
Pot zalewa
czoło…
Znikasz…
Jesteś…
… nie ma cię…
…
Spoglądasz na mnie takim tęskniącym
wzrokiem,
wskazując ręką samotny dom…
… a raczej to, co z niego pozostało…
… opuszczony
szkielet —
utraconej
— przeszłości…
Zaciskam mocno powieki… — i widzę pędzące gwiazdy… — milczącą projekcję wszechświata…
…
Zimne muśnięcie
ocuca zmysły…
…
Nie ma ciebie…
… nie ma — niczego…
***
https://www.youtube.com/watch?v=qvbUUYFJeRc
niedziela, 4 lipca 2021
Pustka
… nagły
błysk…
Cień…
... i znowu światło…
Budzę się w szumiących trawach bezkresnego stepu…
Nade mną kobaltowe niebo,
pojedyncze białe obłoki…
Żałosna pozostałość drewnianego domu chyli się ku upadkowi, ziejąc czernią okien i drzwi…
Gdzieś tam — poległo
moje życie…
… w zakamarkach pokoi…
Pośród milczących,
mżących szarością
— pikseli osamotnienia…
Kto tu jest?
… pod stopami chrzęści potłuczone szkło…
Opukuję dłońmi ściany…
Przykładam ucho…
plaśnięciami —
resztki
zdartych tapet…
… pożółkłych plakatów...
Stęchlizna,
kurz…
… zapomnienie…
Czy ktoś tu jest?
… tylko szmer kosmicznej pustki… — gruz…
Przymilają się do mnie —
w oparach absurdu
— jakieś nierealne widma…
… przesuwają się w smugach zachodzącego słońca… — płoną…
sobota, 3 lipca 2021
Jadąc do nikogo IV
ściskając w dłoni zniszczony egzemplarz „Moskwa – Pietuszki”, Wieniedikta Jerofiejewa?
Pamiętasz?
… pociąg wjechał na stację z piskiem hamulców…
Oczy lokomotywy przeszywały
żółtawym snopem światła
— ścianę rzęsistego deszczu…
… w wagonie —
natarła
na mnie —
nawała
— milczenia…
… gorączkowy, piskliwy szum…
Czerwone obicia
pustych siedzeń…
Mżące szarością
— piksele samotności …
W oknach —
na tle
nocy —
odbicia
— zniszczonej twarzy…
… czas się zapętlił w mocnych uderzeniach gongu, albo w stukocie kół na złączach szyn…
Rytmiczne
kołysanie…
… szelest wiatru za szybą…
Znowu
jadę
— dokądś…
Do ciebie…
… d o n i k ą d…
Nadaremność
Pamiętam… Przechodziłem tędy w 1860
roku. Jaki to region? Wasileostrowskij, Kalininskij, Krasnogwardiejskij,
Puszkinskij…? Oślepia jaskrawe słońce… Błyskają spadające krople, które skapują
z krawędzi spadzistych dachów… U stóp — lustra kałuż — pełne błękitnego nieba… —
radosnego przedwiośnia… Otacza mnie bulgotanie żeliwnych rynien… — chlupoczące
mlaskania podkutych, oficerskich butów… — stukot końskich kopyt… — terkot
drewnianych kół na wyłożonym wyślizganymi kocimi łbami Newskim Prospekcie, albo
innej arterii carskiej stolicy… Śmiechy, nawoływania… — przekleństwa… Kute,
żelazne barierki… — za nimi wiry ciemnej, skotłowanej wody i przesuwana
powolnym rzecznym nurtem spękana, zgrzytająca kra… Elewacje kamienic pokrywają plamy
zacieków, kreski popękanego tynku, blaski… — cienie… Różnobarwne witryny
sklepów, kawiarń, restauracji — zapraszają uprzejmie do przytulnych, pachnących
wnętrz, obitych miękkością atłasowych wykończeń… — lecz rozbłyski zamykanych-otwieranych
okien — powodują efekt stroboskopu… Zakrywam dłońmi przezroczystą twarz, ulegając
gwałtownemu spięciu przeszywającemu mózg i drętwiejące ciało…
Budzę się na środku chodnika,
przywalony częściowo warstwą błotnistej, śnieżnej breji… Jak tu trafiłem? — Ale
chyba dochodzę powoli do siebie… Pierzchają czarne, kołujące plamy… Usiłuję
wstać, oparłszy plecy o ceglany występ… Stawiam bardzo niepewnie pierwsze kroki
(nauka chodzenia nie jest wcale taka prosta…) Przelatujący bogowie tną
powietrze stalowymi dziobami, niczym furkoczące skrzydłami kraczące kruki,
wrony… Krew z rozbitego nosa, wybitych zębów zabarwia strużkami długą, pokrytą
zaschniętą białą pianą brodę … Stoję pod ścianą, zgięty jak znak zapytania,
przemoknięty, głodny… Jakieś schizofreniczne, drwiące, całkowicie
niezrozumiałe, stłumione głosy — przenikają poszczególne warstwy tajemniczych
głębin… „Odpowiedz mi, proszę — gdzie jesteś, Jewgienijo? Kocham cię, słyszysz?
Wiem, że wodzisz za mną źrenicami pełnymi gwiazd”… Nawołuję… — błagam w
tęskniącym amoku… — nadaremnie… Nasłuchuję… — tylko piskliwy szmer kosmicznej
pustki… Wchłonął mnie — bez możliwości powrotu — ogromny wir szalejącego czasu…
Pościerane kostki dłoni, są efektem beznadziejnej walki z demonami swojej własnej
niemocy… Ciepły wiatr owiewa wilgotne, długie włosy, przylepione poskręcanymi
kosmykami do pokrytego kroplami zimnego potu czoła… Zmierzam do szaleństwa,
ostatecznej przegranej… — ostatecznego unicestwienia…
Idę przed siebie, szukając pradawnej
przeszłości, która dziwnie zawładnęła moim chorym umysłem… Podążam ulicami
lśniącego, ociekającego miasta… Stary dozorca w połatanej fufajce, przerwawszy
na chwilę odgarnianie szuflą resztek brudnego śniegu… — przygląda mi się badawczo…
Wszystko coraz bardziej płonie czerwienią zachodzącego słońca… Brama, mur… —
drewniany, wilgotny płot… — nagie gałęzie drzew… Pomnik wielkiego bohatera na
koniu (Piotra Wielkiego? Mikołaja I-go?), kopuły Soboru św. Włodzimierza, św.
Trójcy? Bryła Dworca Warszawskiego?… Suną dostojnie po szerokim placu damy w szerokich,
jasnych kapeluszach i długich sukniach, trzymając nad głowami otwarte,
przeciwsłoneczne parasolki… — panowie w amarantowych frakach i wysokich,
czarnych cylindrach… Nieopodal — obrzucają siebie mokrymi śnieżkami rozbawione,
piskliwe dzieci… Upadam… Czuję, że ktoś szarpie
poły dziurawego płaszcza, wyrywa guziki… Krzyczy…
***
https://www.youtube.com/watch?v=0qhMgk-wX6Q
Widzenia
W odmętach zasłon, w milczącej otchłani półmroku ćmy puszyścieją w przelocie. Uderzają skrzydłami. Drżą… W poszumie wiatru. W pogwizdywania...
-
Przytulam się do ścian pustego mieszkania… Noc rozświetlają jedynie zygzaki błyskawic… Szmer, szum… … samotność… Perlą się na szybach krople...
-
Śpij, kochanie. Śpij… Niech ci się przyśni wieczność… Lecz, cóż to jest wieczność? To tylko mgnienie. To tylko cisza rozpięta na skrzydłach ...
-
Wracam do siebie. Wracam do zapadliska czasu, w którym pulsuje nieustanna cisza. I wzbiera szum buzującej w uszach krwi. Wracam do siebie al...