środa, 16 listopada 2022

Odejście


Noc miażdży moje skronie, które pulsują i płoną w mdłej poświacie wiszącej lampy.
W półmroku przedpokoju postać, nie-postać.
Niewyraźny zarys jakiegoś dawnego życia.
 
Mży, jak wysypujące się z ekranu telewizora milczące, czarno-białe piksele.
 
Zakłócany strugami deszczu 
przekaz z zaświatów
szumi mi piskliwie w uszach.
 
Lecz oto światło idące na przestrzał lśni i migocze
na pierwszej stronie pożółkłej już gazety.
Pierwsza błyskawica przeszywa step.
Jak gwiazda uderza boleśnie w źrenice.
 
Przez pory skóry przeciskają się rozpalone cząsteczki drwiącej śmierci.
 
Kroczy w oślepiającej koronie.
W skręconej spazmem przestrzeni.
 
*
 
Gdzie ja jestem?
 
Ojciec leży na podłodze opuszczonego domu,
bełkocząc coś o raju w pijackim zwidzie.
Próbuje mnie chwycić za nogawkę spodni.
Lecz nie dosięga. Jego dłoń opada bezwładnie z cichym plaśnięciem.
 
Jestem wolny,
tą wolnością
opuszczenia
i samotności..
 
Oglądam się
za siebie.
Szczątki ojca
przysypał pył wzruszony
ostatnim jego tchnieniem.
 
… opada jeszcze powoli, drży…
 
Umrę jak on.
Niechybnie
i w zapomnieniu.
.
Woda kapie rytmicznie do pokrytego rdzawymi smugami zlewu. Gong stojącego zegara.
Chrzęst mechanizmu….
 
Wychodzę przez drzwi,
na zewnątrz.
Na step spalony słońcem.
Popiół opada na język.
W środku dnia, w środku nocy…
 
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-11-16)

https://www.youtube.com/watch?v=HJK7hx8h9ho

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Widzenia

W odmętach zasłon, w milczącej otchłani półmroku ćmy puszyścieją w przelocie. Uderzają skrzydłami. Drżą…  W poszumie wiatru. W pogwizdywania...