Otwieram
oczy i widzę rozmyte, wilgotne plamy.
Spoglądam i patrzę…
…
oto gałęzie rozłożystego drzewa…
Cieniste
kształty
w aureoli słońca.
We
łzach…
Jakieś
twarze przesuwają się powoli
w kolejnych fazach mijania…
Z przeszłości w przyszłość, przekraczając teraźniejszość jaśniejącym snopem deszczu…
Gdzieś
w przestrzeni,
pomiędzy mną
a przedmiotem.
Pomiędzy nami…
A
w dalekiej widzialności świata…
…
pole
i sad…
… łąka nieskończona, mieniąca się od kroplistej ulewy…
Chwieją
się strzeliste topole, które mógłby namalować samotny malarz-impresjonista.
Albo
prosty pasterz,
grając na flecie.
W stogach siana, w trawie, w nabrzeżnym sitowiu…
A
miłość?
Jakże ją namalować słowami?
Wchodzi
do pokoju z burzą włosów
przez otwarte szeroko okno,
wnosząc ze sobą zapach słodkiej melancholii, oraz jakiejś dziwnej tęsknoty i upojenia…
…
jakby to było pierwsze spotkanie, ostatnie rozstanie… w uśmiechu, w płaczu, w
trwodze…
Ale,
jakże namalować miłość?
Przybywa,
nucąc pieśń
nieopisywalną nutą.
Pełna światła i refleksów,
co drgają w jej oczach i kącikach ust…
I
może tak trwać,
mimo odległości.
… mimo okrutnej nocy…
Cała
w blasku,
w górze.
W świetle…
Lekka
jak późny wiatr, jak ciężar motyla na czerwonym płatku róży…
I
wciąż
narasta.
…
nadchodzi…
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-08-10)
Spoglądam i patrzę…
kształty
w aureoli słońca.
łzach…
w kolejnych fazach mijania…
Z przeszłości w przyszłość, przekraczając teraźniejszość jaśniejącym snopem deszczu…
pomiędzy mną
a przedmiotem.
Pomiędzy nami…
i sad…
… łąka nieskończona, mieniąca się od kroplistej ulewy…
grając na flecie.
W stogach siana, w trawie, w nabrzeżnym sitowiu…
Jakże ją namalować słowami?
przez otwarte szeroko okno,
wnosząc ze sobą zapach słodkiej melancholii, oraz jakiejś dziwnej tęsknoty i upojenia…
nieopisywalną nutą.
Pełna światła i refleksów,
co drgają w jej oczach i kącikach ust…
mimo odległości.
… mimo okrutnej nocy…
w górze.
W świetle…
narasta.
https://www.youtube.com/watch?v=eXnV1BKaxm8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz